Anatomia na szpilkach – powieść Krystyny Knypl (@mimax2)

Odcinek: 1

Motto

„(…) niezadowolenie jest jedną z kluczowych cech, które z człowieka czynią pisarza. Nie wystarcza cierpliwość i znój, musimy czuć przymus ucieczki od tłumów, towarzystwa, życia codziennego i zamknięcia się na osobności. Pragniemy cierpliwości i nadziei, byśmy w naszych dziełach potrafili stworzyć pełne głębi światy.

(…) Pisarz zamykający się w pokoju z początku rusza w podróż w głąb siebie, by po latach odkryć wieczne prawo rządzące literaturą: musi posiąść sztukę opowiadania własnych opowieści tak, jakby były one opowieściami wszystkich ludzi, jak też sztukę tworzenia opowieści innych ludzi tak, jakby były one jego własnymi opowieściami, bo tym właśnie jest literatura.”

Orhan Pamuk, wystąpienie podczas wręczenia Nagrody Nobla 2006.

 

Rozdział 1. Nowa moda akademicka

Początek roku akademickiego w Wielkim Mieście zbliżał się nieubłaganie. Wszystkie uczelnie wyższe i niższe gorączkowo przygotowywały się do ceremonii otwarcia nowego sezonu. Spraw, które trzeba było przemyśleć było co niemiara, poczynając od przebiegu uroczystości otwarcia nowego roku akademickiego, poprzez wizerunek dostojnej profesury, po sprawy budżetowe. Nieznośni księgowi wyliczyli, że dług w szpitalach pozostających pod nadzorem najdostojniejszej profesury sięgał 800 milionów reali. Realandia dokuczliwie wciskała się do Wirtualandii domagając się swoich praw. Zespół ds. odnawiania wizerunku pracował w pocie czoła dniami i nocami.

Końcowe wnioski były następujące:

# zmienić nazwę instytucji

# o długach mówić – to nasze, zupełnie inna instytucja ma długi

# wprowadzić kreatywne zmiany w wizerunku kluczowych postaci uczelni

# na nową nazwę zaciągnąć nowe kredyty

Dyskutując nad nową nazwą podkreślano, że powinna ona jednoznacznie definiować niepowtarzalny charakter placówki. Po burzliwych dyskusjach zdecydowano się na Wielki Uniwersytet Medyczny w skrócie WUM. Co prawda niektórzy starcy mówili, że umieszczenie w nazwie słowa akademia ma już swoją wieloletnią tradycję, ale młodzi i światowi bywalcy odrzucali pomysł zostawienia słowa „akademia” parskając w przestrzeń:

– Akademia! Akademia! Za granicą żadna poważna uczelnie nie nazywa się akademia! Co najwyżej są Akademie Grilowania albo Akademie Gotowania, ale nigdy nie dotyczy to renomowanych placówek naukowych, takich jak nasza! W końcu mamy niebanalną pozycję w świecie naukowym! Nasze 976 miejsce pod względem osiągnięć naukowych na 1000 ocenianych uczelni do czegoś nas zobowiązuje!

Fot. Widok w smartfonie Anastazego

Gdy byłem w na stypendium w Unii Stanów Autonomicznych (USA) na własne oczy widziałem szyld Akademia Grilowania – oznajmiał tonem nieznoszącym sprzeciwu profesor nauk wszelakich Anastazy Wiesiołek, Magnificencja Tytularna i figlarna. Na dowód tego że nie ściemnia wyciągał z triumfalnym wyrazem twarzy smartfona i zdjęcie wykonane w San Francisco. Pozycja 976 na liście tysiąca wyższych uczelni ocenianych pod kątem dorobku naukowego do czegoś nas zobowiązuje!

Widok był jednoznaczny, choć interpretacja funkcjonalna nazwy niekoniecznie. No bo grilowanie to magnificencji wychodziło perfekcyjnie.

Kalendarz zajęć Anastazego na ostania środa września był bardziej niż przepełniony – posiedzenie rady wydziału z głównym punktem obrad „nowe stroje akademickie” oraz odpytanie trójki studentów z anatomii prawidłowej na egzaminie komisyjnym były najbardziej pożerającymi czas zajęciami. Gdzieś w połowie wakacji Anastazy zauważył liczne kobiety na ulicach, ubrane w sukienki w śmiałych kolorach, o niebanalnym kroju, a ponadto odsłaniające dotychczas zasłonięte część ciała. Gdy przypomniał sobie ceremonialną odzież akademicką to coś go dźgało niczym sztyletem zazdrości w sam czubek lewej komory serca. Był strojnisiem!

– Dlaczego one mogą tak ładnie i sexi się wystroić, a ja muszę w tych długich, ponurych sukienkach siedzieć na wszystkich uroczystościach akademickich? Dlaczego??? Jest w końcu równouprawnienie czy nie ma? Podobno są prawa człowieka i parę innych praw wywalczonych przez naszych dzielnych poprzedników, to i prawo do stroju zgodnie z wewnętrzną potrzebą estetyczną człowieka powinno być respektowane!

Postanowił w ramach ocieplania wizerunku uczelni, nadszarpniętego przez bezlitosne limity Ministerstwa Wszystkich Pacjentów, przegłosować nowy strój akademicki i zarządzić noszenie go nie tylko od święta, ale i na co dzień. Przede wszystkim postanowiono skrócić stroje tak aby dolny brzeg sukni lokował się 5 cm przed kolanem, odsłonić lewe ramię i dodać szpilki jako naturalnie komponujące się obuwie ze zwiewną sukieneczką.

Niektórzy akademicy podczas posiedzenie komisji ds. wizerunku podnosili problem, że krótkie, jaskrawe sukieneczki będą źle komponowały się ze spodniami.

– Trudno mężczyźnie chodzić z gołymi łydkami albo w legginsach – oznajmił Profesor Jędrzej Wielkosz zwany Ordynatorem JuniOrem, w skrócie OrOr.

– A jeszcze trudniej odsłaniać włochate łydki – mruknął pod nosem.

– Co tam mruczysz? – zapytał Anastazy.

– No że łydki mamy włochate i jak ja się między ludźmi pokażę – odmruczał OrOr.

– Ogolisz łydki Jędrzeju i po kłopocie! Ogolisz! Nie takie poświęcenia ludzi dla nauki znosili.

-Jeśli Magnificencja zaleci, to powiem trudno i ogolę oznajmił OrOr. Nie takie rzeczy robią ludzie dla kariery.

-Jeśli Magnificencja zaleci, to powiem trudno i ogolę łydki – oznajmił OrOr. Wiedział to dzięki przekazowi ustnemu i genetycznemu od swojego ojca, profesora Władysława Wielkosza (WW) zwanego Dablju-Dablju – słynnego ordynatora oddziału chorób wszelakich w Wielkim Mieście.

Następny odcinek powieści