Kaczka dziennikarska – rozdział 4: Debiut powieściowy „Maść Tygrysia czyli powołanie do medycyny”

Poprzedni rozdział

Następny rozdział

Rozdział 4: Debiut powieściowy Maść tygrysia, czyli powołanie do medycyny”

Powieść „Maść Tygrysia czyli powołanie do medycyny” ma trzy wersje. Pierwsza z nich, nazwijmy ją zgodnie z współczesnymi kanonami wersją 1.0 miała sympatyczną okładkę, autorstwa mojego męża. W wersji 2.0 zmieniał tytuł na „Życie po byciu lekarzem” oraz dałam inną okładkę. W wersji 3.0 powróciłam do pierwotnego tytułu, nieco go skracając oraz dodając jeszcze inną okładkę. W wersji 1.0 oraz 3.0 wspólnym jest motyw tygrysa.

Początkowo stresowało mnie to zmienianie treści i tytułu bo według moich ówczesnych przekonań było to wyrazem niedoskonałości autorskiej. Poczucie niepewności towarzyszyło mi  w początkach kariery dziennikarskiej i pisarskiej chyba niczym cień. Dopiero gdy dowiedziałam się, że wielu autorów poprawia swoje dzieła, poczułam ulgę.

Maść Tygrysia czyli powołanie do medycyny 1.0

W pierwszej wersji zamieściłam piękny fragment o rozmowie matki z córką, który gdzieś mi umknął w wersjach kolejnych. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności przypadkowo go odnalazłam pisząc  wstęp do mojej książki Atrezja przełyku – 101 pytań i odpowiedzi . A oto ów ulubiony fragment, w którym Matylda Przekora, bohaterka powieści i alter ego autorki, mówi do swojej córki Maniuli:

Ilekroć siądziesz pod dębem, a wiatr zaszeleści jego liśćmi, pomyśl, że ten szelest to rozmowa z matką.

Wstęp książki Atrezja przełyku – 101 pytań i odpowiedzi został przetłumaczony na język francuski przez dr Michała Galewicza, kolegę  kardiologa pracującego w Nicei, aby mogły go przeczytać dwie panie doktór z Hopital Necker w Paryżu, które z wielką życzliwością opiekowały się naszym wnukiem Heniem.  Są to profesor Florence Campeotto i dr Veronique Rousseau.

Okładka Maści Tygrysiej zmodyfikowanej po raz trzeci

Wielu czytelnikom podobał się rozdział „Wypełnianie rubryk”. Oto jego treść:

Ileż rubryk w swoim lekarskim życiu wypełniała Matylda, walcząc z oporną materią oczekiwań ich projektantów! Pojedyncze historie chorób napisane podczas studiów nie dawały należytej biegłości w sztuce dokumentowania przypadłości pacjentów. Chrzest bojowy w pisaniu historii chorób przeszła u Wielkosza, który lubił wnikliwie zagłębiać się w szczegóły przedkładanej mu na obchodach dokumentacji.
Na nadejście ordynatora oczekiwano w pokoju asystentów. Pielęgniarki zmieniały pościel, salowe pucowały podłogi, chorzy pakowali domową wałówkę do lodówek i szafek. Podczas obchodu, będącego osobliwą formą superinspekcji, wszystko musiało lśnić, nawet stare szpitalne parapety pamiętające wiek dziewiętnasty.
– Pani Matyldo, czy możemy już iść na obchód? – zapytywał Wielkosz, energicznie wkraczając do pokoju asystentów. Niekiedy dla podkreślenia jak mu spieszno do pracy przy łóżku chorego, ostatnie metry do drzwi pomieszczenia asystentów pokonywał ruchem ślizgowym po posadzce szpitalnego korytarza. Na przypadkowym obserwatorze ten pośpiech sprawiał pozytywne wrażenie, że oto ordynator gna co tchu, aby zrealizować swe powołanie niesienia pomocy będącym w potrzebie.
Bywało, że nie przychodził punktualnie. Oczekiwano godzinę lub półtorej w narastającym napięciu. Wybawienie przynosiła sekretarka w krótkim telefonicznym komunikacie: „Szef dziś nie przyjdzie na obchód”.
Przyjętym zwyczajem było, że pacjentów przedstawiali ordynatorowi młodsi lekarze. Obowiązywała zasada referowania historii choroby z pamięci. Po wysłuchaniu prezentacji ordynator rozpoczynał badanie pacjenta, polegające na konfrontacji usłyszanych danych z osobistymi obserwacjami poczynionymi ex tempore.
– Zreferowała pani, że tętno na tętnicy grzbietowej stopy lewej jest wyczuwalne, czy tak?
– Tak, panie ordynatorze – odpowiadała w początkach swej kariery Matylda, nieświadoma nadciągających konsekwencji.
– To ciekaaaawe, bo ja tętna nie stwierdzam. Musimy zatem ustalić, czy źle pani zbadała, czy chory stracił tętno w międzyczasie? Jeśli stracił w międzyczasie, to znaczy, że dostał zatoru, a pani tego nie zauważyła! Gdzie pani była wtedy, gdy chory tracił tętno? Dlaczego to nie jest odnotowane w historii choroby? Proszę mi to wytłumaczyć!!!
Wspólnymi siłami odszukiwano zaginione tętno, które zwykle znajdywało się przy dokładniejszym badaniu, polegającym na palpacji bez generowania efektów specjalnych pod postacią przedwcześnie ogłaszanych komunikatów o zaginionym tętnie.
Po szczęśliwym odnalezieniu tętna przystępowano do oględzin dokumentacji i jej oceny. Niezadowolony ordynator energicznie rozwijał długie harmonijki sklejonych ze sobą szeregowo wyników morfologii, moczu, potasu i wielu innych substancji, które pływały w człowieku. Odchylenia od normy zakreślał czerwonym długopisem, energicznie i z pasją, często przebijając papier na wylot. W stanach szczególnego nagromadzenia energii wyszarpywał misterne dzieła medycznego papier mâché, odrywając je od miejsca przytwierdzenia.
Żelaznym punktem osądu historii choroby było sprawdzenie, czy wpisane są daty pierwszej i ostatniej miesiączki, liczba odbytych porodów i poronień u zwykle mocno wiekowych pacjentek.
Postawione diagnozy też bywały starannie weryfikowane podczas obchodu. Ordynator z niebywałą wprawą potrafił wytropić niedoskonałość każdego kalibru, nie wyłączając uchybień nanokalibrowych.
– Czy pacjent ma objawy choroby wieńcowej? – rzucał od niechcenia w kierunku Matyldy.
– Nie stwierdziłam – odpowiadała tonem dość pewnym, którego brzmienie niczym iskra uruchamiało kaskadę śledczych aktywności.
– Proszę pana, czy ma pan bóle w klatce piersiowej? – ordynator rzucał pytanie.
– Nie, nie mam.
– Taaak, naprawdę nigdy pana nie bolało w okolicy serca? – drążył z energią.
– No, niee… raczej nie – pewność pacjenta wyczuwalnie malała.
– Skoro nie jest pan pewien, to proszę się zastanowić i dobrze poszukać w pamięci… nigdy nie kłuło pana koło serca?
– Może kiedyś…?
– A kiedy?
– Nie pamiętam, może przed rokiem – wahał się przyciśnięty do muru nieszczęśnik.
– Aha, czyli od roku miewa pan bóle w klatce piersiowej… no, koleżanko, zupełnie nie rozumiem jak tak ważna informacja mogła ujść pani uwadze… Nie! nie! to jest niedopuszczalne – syczał kobrowato i napinał mięśnie okrężne powiek, dzięki czemu wytrzeszczał gałki oczne ponad miarę, wzorem wszystkich osobników z gatunku Primates, walczących o dominację w stadzie i manipulujących wyrazem twarzy, aby otoczenie zobaczyło jak duże i wnikliwe jest spojrzenie tego, kto rządzi.
Wytrzeszczone groźnie oczy dobrze komponowały się z pomarszczonym czołem. Słynne fałdy grozy na czole ordynatora zjeżdżały się tuż nad nosem. Dla wzmocnienia efektów specjalnych ordynator często podczas obchodów wkładał oprawkę okularów do jamy ustnej i zaczynał rozgryzanie diagnostyczno-optyczne jakże opornej materii. Pochrupawszy trochę oprawkę zaspokajał pierwszy głód, ale nie mobbingowe żądze, atakował więc dalej.
– Ile pacjent waży? Nie wie pani? To i wagi należnej też nie jest pani w stanie obliczyć?! – syczał tonem sugerującym, że jest to najważniejsza operacja rachunkowa w kraju.
Przy następnym pacjencie okazywało się, że nie jest znane stężenie kreatyniny, kolejny nie był zbadany per rectum, a jeszcze u dalszego nie odebrano opisu rentgenu klatki piersiowej. Po godzinie śledczo-prokuratorskich poszukiwań widać było jak na dłoni, że utrzymywanie się pacjentów przy życiu ma miejsce wyłącznie dlatego, że ordynator przybył w samą porę, wykrył wszystkie uchybienia i bez wahania podjął poważne działania naprawcze. Bo cóż to było za życie bez znajomości wagi należnej albo udokumentowanej daty ostatniej miesiączki u leciwej damy? Ileż to zagrożeń niosło dla pacjentów, wiedział tylko ordynator.
Niekiedy co inteligentniejsi pacjenci rozszyfrowawszy mobbingowe zapędy ordynatora, próbowali przyjść młodym asystentkom z odsieczą.
– Panie ordynatorze, muszę powiedzieć, że jestem niezwykle zadowolony z opieki pani doktor – wypalił pewnego razu jakiś zdeterminowany komplemenciarz. Naprawdę, jeszcze nikt tak serdecznie się mną nie opiekował.
– Tak, dziękuję panu – uciął Wielkosz. Po wyjściu z sali tuż za drzwiami złapał historie choroby komplemenciarza i długo je wertował.
– Szukam cholesterolu, aha, jest dwieście dwadzieścia… muszę powiedzieć, że kliniczne objawy miażdżycy są o wiele bardziej nasilone. Właściwie to jest rozsiana miażdżyca, taak rozsiana miażdżyca naczyń mózgowych. Proszę wpisać do historii choroby notatkę z mojego obchodu, rozpoznaję: Atherosclerosis diffusa gradus majoris.

O ile rozszyfrowanie, że bohaterka powieści  Matylda Przekora to alter ego autorki było łatwe do odgadnięcia, to rozpoznanie kto był pierwowzorem ordynatora Władysława Wielkosza zwanego przez asystentów Dablju-Dablju było prawdziwą zagadką dla czytelników. Jak dalece było to trudne świadczy fakt, że  wytypowano 29 kandydatur ze świata realnego na powieściowego ordynatora, w tym jedną kobietę. Wielu czytelników czytając powieść mówiło to musi być o moim szefie, co interpretuję, że opisałam uniwersalny model pana i władcy lekarskich dusz z czasów mojej młodości. Gdy słucham opowieści o współczesnych władcach mam wrażenie, że portret literacki powinien być jeszcze barwniejszy. No cóż… tempores mutant nos et mores.

Wytarte narożniki komputera na którym pisałam pierwszą powieść

Moje pierwsze dzieło literackie powstawało nie tyle w pocie czoła, co w pocie dłoni – oto dowód klasy EBM czyli narożniki mojego pierwszego komputera na którym pisałam powieść. Lato było upalne, emocje przenosiły się także na dłonie, a te pociły się wygryzając farbę.

Rozdziały

1.Wstęp do bardziej szczegółowych zwierzeń

2. Kiedy wszystko się zaczęło?

3. Początki epoki freelancera

4. Debiut powieściowy Maść Tygrysia

5. Powieka modelki i dalsze opowiadania

6. Ach ta afiliacja!

7. Moje wiersze

8.Fotoblogu „Modne Diagnozy” by @mimax2

9. Dziennikarz interwencyjny w akcji

10. Zostaję Sermo community columnist

11. Akredytacje krajowe – Sejm, Kancelaria Prezydenta

12. Akredytacje amerykańskie Stany Zjednoczone i Argentyna

13. Akredytacje na konferencjach organizowanych przez Komisję Europejską

14. Akredytacja w Australii

15. Współpraca z mediami wysokonakładowymi

16. Gdzie mieszkałam podczas wyjazdów dziennikarskich?

17. Ciekawe miejsca konferencji prasowych

18. Ciekawi ludzi spotkani na dziennikarskiej drodze

19. Gazeta dla Lekarzy

20. Podsumowanie

Dodatek: spis opublikowanych artykułów