Rozdział 2: Bo to co nas podnieca to się nazywa…
Anastazy ogłosił na posiedzeniu rady wydziału Wielkiego Uniwersytetu Medycznego decyzję o nowych strojach i wszystko dookoła stało się piękniejsze. Każdego dnia po wielokroć wyobrażał sobie jak śmiga przez miasto w swojej nowej służbowej sukience, a jej falbanki szeleszczą podniecająco. Wszystkie dziewczyny w Wielkim Mieście odwracają głowy na widok przemykającego Anastazego i tworzą liczne fan – cluby.
Fot. Anastazy przebiera nogami do nowego stroju służbowego
– Ach ten szelest… ach… – jęczał sam do siebie. To jest bardziej podniecające niż szelest liczonych pieniędzy. Jak to śpiewała ta piosenkarka z czasów młodości tej niezatapialnej Matyldy Przekory? Bo to co nas podnieca to się nazywa kasa? Nie! Tu nie ma żadnego rymu ani rytmu! – monologował Anastazy.
Bo to co nas podnieca to się nazywa kieca! – powinno być wykrzyknął sam do siebie.
A może by tak zamiast tej nudnej Gaudeamus igitur na rozpoczęcie roku akademickiego będziemy śpiewać na znaną melodię:
Ja jestem zatrudniony
w wesołej pewnej firmie,
niestety był niewypał,
pacjenci zawiedli.
Bo mieli już nadzieję,
że zdrowie ktoś im wróci,
I życia nic nie skróci.
Lecz zdrowie diabli wzięli,
bo nikt nie wierzył w cuda
Że JGP się opłaci
I będzie z niego zysk
A firma nic nie straci…
Bo to co nas podnieca,
to się nazywa kasa,
a kiedy w kasie forsa,
to sukces pierwsza klasa.
Sukces w każdej odmianie która istniała w przyrodzie podniecał Anastazego bardziej niż wszystkie inne znane podniecacze.
– Gdy tak pacze jakie podniecacze ludzie używają to ich nie rozumie – zwierzał się Jędrzejowi w czasie przerwy w obradach. A ty czym się podniecasz?
– Oj Anastazy nie bądź taki ciekawy!
– A jaką sukienkę chciałbyś mieć? – dopytywał Anastazy.
– Wirującą – odmruczał Jędrzej. – Jak dostanę zawrotu głowy od sukcesów naszej odnowionej uczelni to chcę aby sukienka też wirowała razem ze wszystkim co nas otacza.
– Panno Marysieńko – zawołał do sekretarki kroczącej za Anastazym i notującej wszystkie jego złote myśli, a także srebrne i brązowe – proszę zapisać, że profesor Jędrzej zamawia sukienkę wirującą.
– A szpilki jakie chcesz do tej wirującej sukienki – naciskał na detale Magnificencja.
– Jeszcze nie przemyślałem.
– Jędruś, mam! Szpilki zamówimy sobie te… takie… no czerwone z czarną podeszwą.
– Anastazy, ten słynny model to są szpilki czarne z czerwoną podeszwą – oznajmił OrOr.
-No qrde, Jedruś może i pomyliłem te kolory, ale wiesz co? Mam pomysł! Wystąpimy do Rekseli po fundusze szkoleniowe na seminarium… nazwiemy je… czekaj… czekaj … mam!
Lokalizacja koloru dominującego w ubiorze a gwarancja sukcesu w biznesie.
Dobre! Dobre! – jęknął Jędrzej. Masz łeb jak sklep Anastazy! Co ja mówię jak sklep? Jak całe centrum handlowe! Potrafisz wszystko przehandlować.
-Anastazy ale czy ty wiesz że te szpilki z czerwoną podeszwą to mają 12 cm wysokości. Chłopaki z rady wydziału będą padać jak muchy i łamać sobie osteoportyczne kości udowe.
– Oj tam! O tam! Wprowadzimy obowiązkowe ubezpieczenie od upadku ze złamaniem kości w zacnej wysokości… czekaj… czekaj… 350 reali od łebka, pardon od sukienki… albo lepiej od każdej nogi czy jeden członek rady wydziału będzie nam płacił 700 reali miesięcznie ubezpieczenia. A jak nogę złamie to nasi fachowcy od Ubezpieczenia Sukienkowego udowodnią że nie dbał o zdrowie – nie robił co roku zaleconych badań: tomografii całego ciała, rezonansu, scyntygrafii, biopsji kości, poziomu wszystkich frakcji witaminy D i zwrot pieniędzy się nie należy.
-Można też wprowadzić obowiązkowe kursy nauki chodzenia na służbowych szpilkach, oczywiście płatne! – kontynuował swą złotą myśl biznesową Anastazy. Umiejętności zdobyte na kursie będą ważne przez rok. A potem będzie obowiązkowe odnowienie umiejętności chodzenia.
– Anastazy co ty dziś brałeś? – z troską w głosie zapytał Jędrzej.
Wiem ale ci nie powiem – obowiązuje RODO – uciął władczym tonem Anastazy.