Archiwum miesiąca: lipiec 2019

Lekarz Przyszłości – rozdział 41. Kłopotliwe pytanie

Poprzedni rozdział

Część 4.Diagnoza:gorączka złota

Rozdział 41. Kłopotliwe pytanie

Profesorowie Bohner i Lenton wiedzieli, że gdy pojadą do Lankentonu zreferować wyniki badań kropli pobranych od „My, narodu” Sarmalandii, muszą mieć gotowy plan dalszych działań. Bez udziału Jonathana jego opracowanie nie było możliwe. O ile wykorzystanie wyników badań to był temat polityczny, o tyle ich bezpieczne przechowywanie było problemem organizacyjnym, który powinni rozwiązać sami. Całe dni pracowali nad końcowym raportem.

– Przyznasz, że ten Muti Vir-Virr miał prorocza nazwę. Jak myślisz, czy twórcy szczepionki byli tego świadomi – zapytał Bohner.

– Też się nad tym zastanawiałem – odparł Lenton. A skoro już poruszyłeś ten temat, to… – zawiesił głos. – Ale to poufne, tylko między nami, dobrze?

– Mów, mów – zawołał Bohner.

– Oficjalnie mówiono, że pierwszy człon nazwy szczepionki pochodzi od nazwisk jej twórców, profesorów Mustara i Tiffany’ego. Ale znalazłem małe doniesienie opublikowane przez nich w kwartalniku instytutu, w którym pracowali. Otóż myszy, na których testowali szczepionkę, w kolejnych pokoleniach miały dużo jaśniejszą sierść. Być może przypuszczali, że to wskutek jakiejś mutacji powstałej pod wpływem szczepionki i tę sugestię zawarli w dwuznacznej nazwie. Nigdy jednak na temat możliwości powodowania mutacji przez Muti Vir-Virr oficjalnie się nie wypowiedzieli.

Końcowe opracowanie wyników Sarmalandii potwierdziło wszystkie wcześniejsze obserwacje. Profesorowie Bohner i Lenton ponownie referowali prezydentowi wyniki w Gabinecie Trójkątnym. Wszyscy byli w siódmym niebie.

– Panowie, to największa tajemnica państwowa jaka istniała w historii naszej partii i naszego kraju. Czy poza wami i ściśle dobranym zespołem ktoś jeszcze o tym wie, że Muti Vir-Virr może być stosowany jako narzędzie polityczne? – zapytał prowadzący spotkanie kanclerz partii bogatokratów Greg Mac Forral.

– Nie, nikt nie wie – odpowiedzieli zgodnie profesorowie.

Następnie kanclerz zwrócił się do prezydenta.

– Panie prezydencie, z formalnego obowiązku muszę zapytać pana o to samo. Czy ktoś od pana dowiedział się o tym cudownym działaniu Muti Vir-Virru?

– Nieee… nikt… chociaż… czekaj… czekaj… – zastanawiał się prezydent Beniamin Grant.

– No nie, panie prezydencie! Nie powie pan chyba, że… wolę nawet nie kończyć… – nieco zdenerwowanym tonem powiedział Greg Mac Forral.

– Wiesz, tak grzebię w pamięci i przypominam sobie, że szepnąłem tej Ivv Odra tuż przed pobraniem kropli krwi, że to badanie ma bardzo duże znaczenie polityczne… to chyba nic takiego? – zapytał prezydent.

– Z jednej strony nic takiego, z drugiej lepiej żeby ona niczego się nie domyślała – oznajmił Mac Forral. – Musimy szybko coś zrobić, aby wymazać te słowa z jej pamięci! – dodał.

– Wymazać! Dobre sobie! Ale jak to zrobić? Jak zaszczepimy nasz „My, naród” i zaczniemy za każdym razem wygrywać wybory, to jak nic ta Ivv Odra zorientuje się, jak to hula! – zauważył Mac Forral.

– Kto u nas wykonuje zadania wymazania z pamięci? – zapytał prezydent Beniamin Grant.

– Mamy Unforgettable Group, która zajmuje się takimi sprawami – odpowiedział kanclerz.

– Nazywają się Unforgettable Group i wymazują z pamięci? Żarty jakieś? – parsknął prezydent.

– Ależ skąd, panie prezydencie, oni to robią w niezapomnianych okolicznościach i stąd taka nazwa grupy roboczej – objaśnił kanclerz.

– Skoro tak, to może tej Ivv trzeba będzie zapewnić takie przeżycie – odpowiedział prezydent.

– Zajmiemy się tym jak najdokładniej – oznajmił Mac Forral.

Zespół Unforgettable Group zebrał się w celu omówienia metody wymazania z pamięci Ivv Odrana-Zatroskanej kilku słów, które niefortunnie szepnął jej do ucha prezydent podczas spotkania w Gabinecie Trójkątnym.

– Co proponujecie? – zapytał kanclerz Mac Forral.

– Trzeba zadbać o niecodzienny scenariusz i okoliczności, żeby wszyscy, którzy zobaczą to na żywo, nie mieli najmniejszej wątpliwości, że ten plan służy zupełnie innemu celowi – powiedział York, który w międzyczasie awansował na szefa Unforgettable Group. Nie bez znaczenia były wyniki szkoleń i testów, ale też troska Unii Stanów Autonomicznych o obecność przedstawicieli różnych ras na wysokich stanowiskach. Afrieerczycy byli szczególnie promowani w tych programach jako osoby znane z wysokich umiejętności dążenia do celu, a jeżeli dodać do tego najbogatsze na świecie zasoby ropy i gazu w tym kraju, to oczywiste dla bogatokratów było, że warto w tę część świata inwestować.

– A co byś konkretnie zaproponował? – dopytywał Greg Mac Forral.

– Tak od ręki nie da się. Jestem wyczerpany budową ostatniego scenariusza. Daj mi parę dni wolnego, odpocznę i coś wymyślę.

– O.K., bierz wolne, odpoczywaj, wymyślaj. Gdzie się wybierzesz?

– Nie wiem.. może do Afrieeru? Dawno nie odwiedzałem moich rodzinnych stron.

– Jedź zatem, ładuj akumulatory i wracaj z pomysłami – zgodził się bez wahania Mac Forral.

Yorkowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Szybko spakował się i pojechał na lotnisko. Wprawdzie z Lankentonu do Afrieeru miał dwie przesiadki, ale po kilkunastu godzinach był na miejscu. W domu, u siebie, wśród swoich. Co prawda nie był rodowitym Afrieerczykiem z dziada pradziada, o czym świadczyło nazwisko, ale za takiego się uważał. Jego przodkowie przybyli do Afrieeru z północnych obrzeży Morza Ciemnego wiele wieków temu. Pamiątką tego nielokalnego pochodzenia było nazwisko Bentano. Gdyby był rdzennym Afrieerczykim, nazywałby się może El Bentanar. W sumie nazwisko nie było w tym najważniejsze, czuł się dzieckiem tej nadmorskiej krainy, tym bardziej że się tu urodził. W młodości, jak to się zdarzało, ruszył na stypendium dla zdolnych studentów do Europendii, a potem do Unii Stanów Autonomicznych, gdzie osiadł na stałe. Jako wyróżniający się student, a potem pracownik nie miał problemów z uzyskaniem obywatelstwa.

Zatrzymał się u ciotki Mahiby, która mieszkała na obrzeżach Afrieeru, w skromnym parterowym domku. Zawsze dobrze nastrajała go swym pogodnym podejściem do zmiennych kolei losu. Odespał podróż i następnego dnia ruszył do miasta. Chodził po krętych uliczkach, oglądał białe, beżowe i kremowe domy. Zaglądał do kawiarenek i herbaciarni. Wsłuchiwał się w rozmowy, chłonął niespieszny rytm miasta. Odpoczął i zregenerował się.

Pod koniec pobytu postanowił jeszcze odwiedzić słynne starożytne ruiny w Bibase. Bywał wśród nich jako mały chłopiec, odwiedzając swego ojca pracującego w charakterze strażnika ruin. Zawsze robiły one na Yorku olbrzymie wrażenie. Wyobrażał sobie jak dawniej, przed wiekami toczyło się życie w tym mieście położonym nad brzegiem Morza Ciemnego. Wcielał się w wyobraźni w postaci różnych mieszkańców starożytnej Bibase. Był w swej wyobraźni kolejno żeglarzem, kupcem, kapłanem, a nawet wielkim władcą.

Po godzinie jazdy samochodem był na miejscu, przyglądał się ruinom, spacerując powoli. Wiele się zmieniło od czasów jego dzieciństwa. Ruiny uporządkowano, uzyskały one status zabytku dziedzictwa ludzkości. Spacerował po dobrze znanych alejkach, oglądał łuki, kamienie, katakumby, drzewa oliwkowe. Minął szczątki kaplicy i doszedł do brzegu morza. Stromy skalisty brzeg ucinał się ostro pod nogami. W dole szumiało morze, z jego wszystkimi tajemnicami i skarbami. Siedział dłuższą chwilę nad brzegiem. Nagle jakiś nieuważnie potrącony kamyk spadł do wody.

York podniósł się powoli i uśmiechnął się do siebie. Już wiedział, w jakich okolicznościach Ivv powinna zapomnieć tych kilka słów, które usłyszała od prezydenta. Zadzwonił do kanclerza i zameldował:

– Plan działania opracowany, jeżeli nastąpi pomyślna realizacja, otrzyma pan komunikat składający się z dwóch liter: FD.

– Powiadasz FD? Dobra, cokolwiek one oznaczają, będą oznaczały pomyślną dla naszych planów wiadomość – odpowiedział kanclerz.

Po przeanalizowaniu różnych wariantów York z Unforgettable Group wybrał koncepcję ustanowienia Złotego Orderu Zielonej Oliwki i wręczania go osobom szczególnie zasłużonym dla zdrowia społeczeństw i ludzkości. Zaproponował, aby pierwsze wręczenie orderu odbyło się w Bibase, kolebce kultury i diety ciemnomorskiej. Jako pierwsza order miała otrzymać dr Ivv Odra za zasługi pionierskiego szczepienia Muti Vir-Virrem „My, narodu” Sarmalandii. Wszyscy byli zgodni, że trzeba w koncepcji aranżacji wręczenia nagrody podkreślić wątek wartości ogólnoludzkich, dotyczących praktycznie każdego obywatela. Dieta ciemnomorska znana była od wieków jako sprzyjająca zdrowiu za sprawą wielu jej składników. Najważniejszymi wśród nich były zielone oliwki. Oczywiste było więc nazwanie odznaczenia Złotym Orderem Zielonej Oliwki.

Uroczystość dekoracji miała się odbyć za miesiąc. Dla nadania jej odpowiedniej rangi postarano się o zaproszenie dla dr Odrana-Zatroskanej z podpisem prezydenta Unii Stanów Autonomicznych. Przygotowano pismo i poufną pocztą dyplomatyczną przesłano do Ivv.

Droga Ivv,

Pragnę zaprosić Panią do Afrieeru. Celem zaproszenia jest uroczyste udekorowanie Pani Złotym Orderem Zielonej Oliwki w oryginalnej scenerii Bibase. Zrobiła Pani tak wiele dla zdrowia swojego społeczeństwa i dla całej ludzkości w perspektywie, że te osiągnięcia nie mogą przejść bez echa.

Beniamin Grant

prezydent Unii Stanów Autonomicznych

Rozpromieniona nadchodzącymi wydarzeniami Ivv Odra przyjechała wraz z delegacją i miała zatrzymać się w hotelu Royal Afrieer, słynącym z pięknych, tarasowo położonych ogrodów oraz długiej listy wybitnych gości, którzy to miejsce odwiedzili. Na lotnisku witał ją York z zespołem współpracowników Unforgettable Group. Po uroczystych powitaniach wszyscy wsiedli do bezszelestnych limuzyn z zaciemnionymi szybami i pognali do miasta. Droga do hotelu Royal Afrieer prowadziła początkowo nowo wybudowaną autostradą, a potem krętymi uliczkami starego Afrieeru. Ledwie zamienili w samochodzie kilka grzecznościowych zdań, a już byli przy hotelowym wejściu. Ivv spojrzała na napis Royal Afrieer ułożony z intensywnie niebieskich płytek azulejos i już wiedziała, że jest u wrót raju.

– Jak w niebie, jak w niebie – powtarzała dr Odrana-Zatroskana.

– Cieszę się, że ci się tu podoba, droga Ivv – powiedział York.

Na powitanie podano jej księgę pamiątkową z prośbą, aby dokonała wpisu dla przyszłych pokoleń. Wpisała wcześniej przygotowany przez biuro prasowe tekst:

Mała kropla krwi wielkim krokiem w historii ludzkości. Niech odda ją każdy. 

Ivv Odra

Nawet podobała się jej nowa wersja imienia i nazwiska! Może wystąpię po powrocie o oficjalną zmianę – pomyślała, przyglądając się swojemu podpisowi w księdze pamiątkowej.

Dźwięk windy, która zatrzymała się na parterze, wytrącił ją z tych rozmyślań. Wjechała na ostatnie piętro, gdzie w apartamencie prezydenckim miała swoją kwaterę. Wyszła na balon i odetchnęła głęboko. Nadciągał zmierzch. Przed nią szumiało Morze Ciemne, nad nią gwiaździste niebo, chyba jeszcze ciemniejsze niż morze.

– Ivv, masz powody do dumy – powiedziała do siebie. Trzeba iść spać, jutro wyczerpujący dzień. Wczesnym rankiem krótka wizyta u mera Afrieeru, potem przejazd do ruin Bibase, dekoracja Złotym Orderem Zielonej Oliwki… tyle przede mną!

Spała niespokojnie, w krótkich odcinkach, przewracając się z boku na bok. Obudziła się o piątej nad ranem i czas do śniadania spędziła na tarasie, wsłuchując się w szum fal.

Po symbolicznym posiłku cała świta wsiadła do limuzyn i pognali do Bibase. O dziesiątej byli na miejscu.

Uroczystość dekoracji urządzono w starożytnym amfiteatrze, dostosowanym do współczesnych wymogów transmisji telewizyjnej. W centralnym punkcie znajdowała się niewielka loża honorowa, a przed nią podium, na którym miała odbyć się dekoracja.

Wprowadzono Ivv Odra do garderoby, aby przygotować ją do uroczystości. W rogu wisiała piękna tunika w odcieniu miejscowej ziemi – coś pomiędzy kolorami pomarańczowym, beżowym i zielonym.

– Madame, będzie pani odbierała Złoty Order Zielonej Oliwki w tej oto tunice – powiedziała garderobiana.

– Doprawdy? A to dopiero niespodzianka! – zawołała Ivv.

Garderobiana sprawnie zrobiła Ivv makijaż na potrzeby transmisji telewizyjnej, po czym założyła tunikę, zręcznie układając bogatą serię fałdów z przodu kreacji.

– Jak się pani sobie podoba? – zapytała garderobiana, odsłaniając zakryte do tej pory lustro. W jego tafli ukazała się oczom zdumionej Ivv nieznana dotychczas postać Dostojnej Władczyni.

– Ochhhhh… to ja? naprawdę ja???? – jęknęła Ivv w zachwycie.

– To pani we własnej osobie, madame – odpowiedziała garderobiana.

– Ochhchhch – jęczała dalej Ivv Odra – tak prezentuje się Prawdziwa Władza! Do licha z tymi garsonkami, w których wyglądam jak nie przymierzając korporacyjna wyrobnica, a nie jak Pierwsza Dama Władzy Sarmalandii! Trzeba pomyśleć o przeszczepieniu tego pomysłu do kraju… Może jako strój na oficjalne okazje państwowe? – rozmyślała podekscytowana. Oczami wyobraźni widziała siebie w tym niecodziennym stroju, otwierającą obrady Aeropagu Sarmalandii.

Tymczasem do garderoby wszedł asystent mera Afrieeru i poprosił Ivv o przejście na scenę. Ivv Odrę posadzono na ozdobnym fotelu w środku sceny, z lewej strony była mównica, na wprost loża honorowa z wszystkimi oficjalnymi gośćmi. Na mównicę wszedł mer Afrieeru i wygłosił krótkie okolicznościowe przemówienie.

– A teraz poproszę specjalnego wysłannika prezydenta Unii Stanów Autonomicznych, pana Yorka Bentano, o wręczenie Złotego Orderu Zielonej Oliwki. Pragnę podkreślić, że jest to pierwsza w dziejach ludzkości dekoracja tym orderem.

York podszedł do Ivv, za nim kroczył asystent ze złotą tacą z orderem spoczywającym na specjalnej poduszeczce.

– Droga Ivv, w imieniu prezydenta mojego kraju, Unii Stanów Autonomicznych, składam wyrazy najwyższego uznania i proszę o przyjęcie tego orderu – York wziął order z poduszeczki i przystąpił do przypinania. Zupełnie nie wiadomo dlaczego ukłuł Ivv szpilką orderu.

– Och… sorry, so sorry – zapewnił prawie szczerze. – Mam nadzieję, że nie było to zbyt bolesne doświadczenie – szepnął.

– Och… nie, to po prostu jeszcze jedno ukłucie dla dobra całej ludzkości – odszepnęła Ivv.

W kilku słowach podziękowała za odznaczenie i wspierając się na ramieniu Yorka, dostojnym krokiem opuściła scenę amfiteatru Bibase.

Uroczystość dekoracji dobiegła końca i wszyscy przeszli do namiotu, w którym miało się odbyć okolicznościowe przyjęcie z lampką szampana. Schodzili się wszyscy oficjalnie zaproszeni goście, toczyła się zwykła rozmowa, powoli tworzyły się grupki. York nie odstępował Ivv ani na chwilę.

– Ivv, czy mogę zaprosić panią na krótki spacer brzegiem Morza Ciemnego w ramach rekompensaty za to niefortunne ukłucie podczas dekoracji? – zapytał York.

– Z przyjemnością – odpowiedziała Ivv Odra.

– Proszę zatem wesprzeć się na moim ramieniu, teren tu trochę nierówny, pani wytworne szpileczki mogą nie sprostać tym nierównościom – dodał szarmancko York.

– Cała przyjemność po mojej stronie – odparła Ivv i poczuła, że krew w jej żyłach krąży szybciej niż wczoraj.

Szli wolno w kierunku Morza Ciemnego, które od namiotu dzielił dystans nie większy niż dwieście metrów. Po paru minutach byli nad samym brzegiem, który w tym miejscu dość stromo się urywał. Ściana skał była nierówna, chropowata, miejscami porośnięta żółtawym mchem.

Ivv, wspierając się na ramieniu Yorka, powoli szła wzdłuż urwistego brzegu Morza Ciemnego. Przystanęła na chwilę, aby nasycić oczy widokiem fal. York zatrzymał się kilka kroków dalej.

– Co za ciekawa roślinność, nawet mech tu jest inny – powiedział York, pochylając się. – Niech pani tu spojrzy– dodał.

Podeszła, aby przyjrzeć się kolonii mchu, pochyliła się i wskutek tego ruchu fałdy długiej tuniki rozścieliły się na skale niczym serweta na stole. Ivv nadepnęła je niechcący i zaplątała się. York zdawał się w ułamku sekundy uchwycić moment nadepnięcia tuniki, bo błyskawicznie pospieszył z pomocą.

– Ivv, pomogę pani – powiedział. Oburącz chwycił fałdy tuniki i energicznie pociągnął ku sobie. Świeżo udekorowana Ivv zachwiała się, straciła równowagę i upadła ku tyłowi, uderzając kilkakrotnie głową o nierówne kamieniste podłoże. Spadła na występ skalny kilka metrów niżej.

Ivv Odra leżała nieruchomo w dole. York patrzył na nią spojrzeniem człowieka, który pomyślnie wykonał kolejne powierzone mu zadanie. Wyjął służbową komórkę i wysłał do Grega Mac Forrala krótki komunikat: „FD. York”.

Odbierający w Lankentonie wiadomość kanclerz partii bogatokratów spojrzał na krótki tekst i odetchnął z ulgą. Połączył się z prezydentem Unii Stanów Autonomicznych i zameldował:

– Panie prezydencie, FD, czyli Fall Down. Niebawem powinienem otrzymać bliższe szczegóły.

– Dzięki, Greg, to miło, że na ciebie i twoich chłopców można liczyć – odpowiedział Beniamin Grant.

– Zawsze do usług, panie prezydencie – zapewnił Greg.

@mimax2 / Krystyna Knypl