Maść tygrysia 3.0 – odcinek pierwszy

Motto:
 
Więc nic sobie nie przypominasz? Miejsce niezupełnie się zgadza (…)
– Ależ na pewno! Data się zgadza, lecz miejsce nie…
Mały Książę.  A.Saint – Exupery
 
Rozdział 1: Powołanie do medycyny

    Powołanie do medycyny. Co w istocie oznacza to określenie? Wpływ  sił nadprzyrodzonych wywierany na z góry upatrzoną jednostkę, z powodów tylko owym siłom znanym? Wewnętrzny przymus? Przypadek, który obrósł w chętnie powtarzaną legendę przez rzesze tych, których nie dotyczył? Emocjonalny zwrot, który każdy rozumiał tak jak było mu wygodnie? Wiele pytań i żadnej dobrej odpowiedzi.
    Im dłużej Matylda Przekora zastanawiała się nad znaczeniem tego tajemniczego, może zgoła mistycznego określenia, tym mniej była pewna na czym całe zamieszanie z powołaniem polega. Gdy po latach uprawiania medycyny usłyszała określenie wahania powołania, wszystkie dotychczasowe przemyślenia stały się jakby mniej wartościowe. Czy miało to oznaczać, że skoro możliwe są takie stany, to może się wahnąć w nieprzewidzianym kierunku i minąć? Im dłużej obcowała z medycyną praktyczną tym więcej pytań narastało.
    W klasie maturalnej trzeba było ostatecznie zdecydować się czy posiada się owe powołanie czy też nie. Niczego szczególnego  w swym wnętrzu nie czuła, poza świadomością konieczności wyboru kierunku studiów. Po dość długich rozmyślaniach zdecydowała się zdawać na medycynę. Podobał się jej argument przytoczony przez matkę podczas rodzinnej dyskusji na wyborem przyszłego zawodu, że lekarz wykonuje wolny zawód.  
– Powiedz mi, co to znaczy wolny zawód? – zapytała matkę.
-Możesz wszędzie wykonywać ten zawód, bowiem warsztat pracy zawsze masz przy sobie – odpowiedziała matka.
-A co to jest ten warsztat pracy? – dociekała Matylda.
-Twoja wiedza i umiejętności – usłyszała w odpowiedzi. Zdobywaj wiedzę przez całe życie, wtedy twój warsztat pracy zawsze będzie nowoczesny. I jeszcze jedna ważna sprawa Matyldo: bądź bardzo uważna ze składaniem swojego podpisu, są miejsca bezpieczne i miejsca niewarte umieszczania w nich swojego autografu.
-A co to znaczy? – dociekała Matylda.
-Powiem ci krótko: podpisuj się tylko na szpitalnej liście płac i na liście obecności – oznajmiła matka. Choć słowa padły ponad pół wieku temu w innym świecie, w innej krainie, zachowywały uniwersalną i ponadczasową  aktualność.
Kraina w której upłynęła młodość Matyldy, została nazwana po łacinie przez Ptolomeusz Sarmatia Europe.
   Ponieważ łacina wyszła czas jakiś temu nie tylko z mody, ale i z użycia, nazwijmy  więc  na potrzeby niniejszej opowieści  ową krainę młodości Matyldy Przekory, bohaterki niniejszej opowieści – Sarmalandią, analogicznie do innych Socrealandii. Krainą  owa położona była na wschodnich rubieżach kontynentu, a w czasach młodości Matyldy jej oficjalna nazwa brzmiała Sarmalandzka Republika Ludowa (SRL).
    Żyło się w Sarmalandii skromnie i bez ekscesów, a także bez świadomości wielu spraw. Jeżeli Radio Sarmalandzkie nie podało jakiejś wiadomości to ona po prostu nie istniała, dokładniej rzecz ujmując nie istniała taka wiadomość w świadomości  mas pracujących miast i wsi SRL. 
Miasta w Sarmalandii były różne, niektóre małe, inne większe. Największe miasto było stolicą i nazywało się Wielkie Miasto Sarmawa. Jak to w stolicy każdego kraju wszystko było och! i ach!, a nawet niekiedy super! Zupełnie inaczej niż w licznych Pomniejszych Miasteczkach i zwyczajnych Wiochach.
    Weźmy takie szpitale. Jakież one były wspaniałe w Wielkim Mieście! Ich wielkość i sława trwania  zdawała się nie mieć końca. Bardzo długo Matylda była więcej niż pewna, że ich nieprzeciętny blask nigdy nie przeminie. Kadry szpitalne zasilali  absolwenci kolejnych roczników medycyny.
    Ostatnim egzaminem jaki zamykał sesję egzaminacyjną rocznika 68 była psychiatria. Termin egzaminu Matyldy  wypadł na 29 lutego, a więc był to rok pod wieloma względami nietypowy i nieczęsto się zdarzający. Egzamin przebiegł bez większych sensacji, złapała czwórkę do indeksu i chwilowo nie zastanawiała się co to oznacza. Wiedziała jedno – nie musi się uczyć. Przynajmniej w marcu.
    Po kilku egzaminach czuła się wyczerpana i postanowiła odpocząć od medycyny. Pojechała do miejscowości wczasowej położonej na południu Sarmalandzkiej Republiki Ludowej, zatrzymując się na czas pobytu w wynajętej kwaterze. Spacerowała po deptaku, jeździła na łyżwach, oglądała telewizję. Ze stolicy kraju docierały wiadomości których nie zrozumiała, nie ogarniała. Oglądała jakieś wiece, demonstracje, które odbywały się w Sarmawie i innych miastach. Nie wiedziała dlaczego ludzie gęsto wypełniający wielkie sale skandują hasła, których nigdy wcześniej nie słyszała. Skąd właściwie miała wiedzieć co  znaczą? W  jej rodzinnym domu nikt nie interesował się polityką i nie miała skąd wynieść nawyku ulegania takim emocjom .
    Okazało się dość niespodziewanie, że ci z mieszkańców Sarmalandzkiej Republiki Ludowej, którzy byli niezadowoleni, mogą sobie wybrać inny kraj jako miejsce zamieszkania. Wprawdzie decyzja była połączona z koniecznością przyjęcia biletu w jedną stronę, ale to się w życiu zdarzało .  W końcu nie bez powodu  One way ticket był w owych latach modnym przebojem…
    Matyldzie także  przez wiele lat wydawało się, że los podarował jej taki bilet w jedną stronę na podróż długim tunelem bez jakichkolwiek odgałęzień.
Tunel ten miał napis choroby wszelakie, które wybrała na swoją przyszłą specjalizację. Nie miała szczególnych talentów manualnych, aby wybrać jakąkolwiek specjalizację zabiegową, wiec wybór chorób wszelakich jako przyszłej specjalizacji lekarskiej był niejako oczywisty.Długie lata tkwiła w przekonaniu, że tunel z napisem choroby wszelakie jest jednokierunkowy, nie ma żadnych odgałęzień, dróg pobocznych czy też alternatywnych.
Inni adepci medycyny drepcący tym samym tunelem byli tego samego zdania. Dreptali niby to do przodu, choć w istocie nie wiedzieli co na końcu swej drogi zawodowej znajdą. Sukces? rozczarowanie? spełnienie? W założeniu dreptali w nadziei na sukces. Niekiedy wykonywali desperackie kroki rzucając się na mur odgradzający ich od reszty świata gdy syndrom tresowanych zwierząt, zamkniętych w klatce stawał się nieznośny.