Wspomnień czar – specjalizacje i doktorat

Specjalizacja z chorób wewnętrznych

Uzyskałam w 1972 roku. Dokumentacja do specjalizacji nie była zbyt rozbudowana – obejmowała cztery strony formatu A4 z wpisami stażów kierunkowych. Był to staż z patomorfologii i chorób zakaźnych, który mile wspominam. Podczas stażu zapisałam się do Lekarskiego Stowarzyszenia Wzajemnej Pomocy, gdzie można otrzymywać pożyczki – ważne, że bez procentów i bez żyrantów. Do tego czterostronicowego dokumentu dodawało się pracę poglądową – mogła być jakaś publikacja ogłoszona drukiem.

Egzamin zdawałam w Szpitalu Bielańskim w miłym towarzystwie innych kolegów nie-akademików, którzy w dalszej karierze obrali specjalizacje wymagające jedynki z interny  medycynę tropikalną  oraz pulmonologię.

 

Po egzaminie wybraliśmy się z obiad na Stare Miasto do modnej wówczas restauracji. Było sympatycznie i koleżeńsko.

Specjalizację II stopnia uzyskałam w 1976 roku. Egzamin był poważnym wyzwaniem, uczyłam się przez pół roku. Pisaliśmy jako pierwsi interniści egzamin  testowy, był on skażony pierworodnym grzechem niekompetencji układających pytania. Umiałam założyć elektrodę endokawitarną na dyżurze, ale nie wiedziałam co miał na myśli autor pytania na ten temat. Zadałam lekko nad poprzeczką. Dokument potwierdzający drugi stopień specjalizacji z chorób wewnętrznych szczęśliwie nie informuje z jakim wynikiem!

Po zakończeniu stażu otrzymałam propozycję kontynuowania pracy na uczelni w postaci  studiów doktoranckich.
Zajęcia były w godzinach popołudniowych, niezbyt obciążające, można było je łączyć z   badaniami i pracą na oddziale. Po pierwszym roku studiów musiałam zmienić temat pracy doktorskiej z powodu braku dostępu do sprzętu niezbędnego do wykonania badań.

Badania do drugiego tematu przeprowadzałam na echokardiografie wykonanym w IPPT PAN kierowanym przez prof. Leszka Filipczyńskiego, bardzo zaangażowanego w wspieranie pionierów echokardiografii w Polsce.

 

Nad echokardiografem aparat fotograficzny marki Druh na którym dokumentowałam wykonane badania, poniżej na stoliku szpitalnym ewidentnie pochodzącym z zasobów oddziałowych opakowanie z rolkami filmu oraz tubka z żelem.

 

Metodologia doktoratu była opracowana przez Kraunza i Kennedy’ego. Natomiast ojcem echokardiografii był nazywany Harvey Feigenbaum z Uniwersytetu w Indianapolis. Miałam jego książkę Echocardiography pierwsze wydanie, zostawiłam ją kolegom z pracowni echokardiografii. Książkę dostałam w prezencie od pacjenta, który pracował jako tłumacz na Międzynarodowych Targach Książki.

Targi te były specyficznym oknem na świat medycyny zagranicznej. Można było na zakończenie targów kupić wystawiane książki, ale ceny przekraczały możliwości finansowe Młodej Lekarki spragnionej wiedzy z Wielkiego Świata.

Małym kawałeczkiem tego świata była wspomniana książka H. Feigenbauma. Fantazją naukową były rozmowy ze zwierzchnością szpitalną o planie  wysłania  mnie na stypendium do pracowni tego znakomitego echokardiografisty, nawet była skierowana korespondencja w tej sprawie. Nadszedł list, że za rok być może znajdzie się miejsce w pracowni. Wydało mi się to synonimem na świętego nigdy i dobrze oceniłam tę sytuację.