Teoria mozaikowa -rozdz.1.Podróż eksperymentalna

1.PODRÓŻ EKSPERYMENTALNA

Przed ponad 9 laty na moim fotoblogu Modne Diagnozy napisałam felieton o podróżach eksperymentalnych:

Jak wiadomo podróże dzielą się na realne, wirtualne oraz eksperymentalne. Dotychczas opisano czterdzieści rodzajów podróży eksperymentalnych. Te ostatnie mają w sobie pewien minimalistyczny klimat, który znajdzie uznanie osób mających ograniczony budżet. Możemy opuścić dom, jednak nie opuszczając miasta. Taka podróż jest zalecana dla podróżników mogących pozwolić sobie na wydatek kilkudziesięciu złotych.

Eksperymentalny podróżnik Alex Landrigan informuje, że podczas takiej podróży testujemy hipotezę badawczą, która brzmi:

przyjemność podróżowania jest możliwa bez opuszczania domu na dłużej

Do odbycia podróży niezbędne jest zarezerwowanie miejsca noclegowego w hostelu, zakup przewodnika po mieście, w którym mieszkasz oraz mapy tego miasta. Konieczny jest oczywiście strój turystyczny. Kurtka, odpowiednie buty, naszyjnik z koralików rodem z Bali, aparat fotograficzny, plecak uczynią cię rasowym uczestnikiem takiej wyprawy.

Metodologia podróży według Alexa Landrigana jest następująca: po pierwsze poproś kogoś bliskiego, aby podrzucił cię na lotnisko. Stamtąd złap najtańszy środek transportu i dojedź do zarezerwowanego hostelu. Po zameldowaniu się w hostelu spędź czas na zwiedzaniu miasta, życiu towarzyskim z innymi backpackerami, spożywaniu typowych posiłków takich jak pizza, piwo, orzeszki, krakersy. Surfuj dużo po interencie, rób zdjęcia, także nowo poznanych backpakerów, żebyś miał potem co pokazać na fotoblogu. Rano zjedz śniadanie składające się z kawy, chleba tostowego oraz dżemu.Uważaj na swój budżet i nie rozrzucaj pieniędzy jak to czasem może ci się zdarzać w weekend, kiedy nie jesteś backpakerem. Gdy już weekend zbliży się do końca, pojedź na lotnisko transportem miejskim, skąd powinna odebrać Cię stęskniona rodzina.

Tego rodzaju podróż eksperymentalna jest świetnym sposobem na zaprzyjaźnienie się z ludźmi z całego świata, sfotografowaniem się z nowymi przyjaciółmi, oderwaniem od rutyny dnia codziennego przy naprawdę niewielkim budżecie.
Inny model proponuje Rachael Anthony – jest to podróż do ostatniego przystanku.Hipoteza badawcza tego rodzaju podróży eksperymentalnej brzmi:

poznaj świat ostatniego przystanku

Metoda polega na podróży pociągiem, promem, autobusem miejskim lub tramwajem w ostateczności gdy inne środki lokomocji odpadają z jakichś względów.

Wsiądź do pociągu byle jakiego i jedź do końca trasy. Jeśli to możliwe, wynajmij tam pokój w hotelu i rozpocznij zwiedzanie najbliższej oraz dalszej okolicy.Dla zapewnienia sobie poczucia, że podróżujesz i masz sztywne obowiązki czasowe nastaw zegar na godzinę 5:30 i bohatersko wstań o tej porze. Niewyspanie jest wszak nieodłącznym elementem każdej podróży – bez alarmu ani rusz!

Ostatni przystanek – czego by to nie był przystanek – kojarzy się z zanikającą cywilizacją. Dlatego Rachel radzi zabrać coś z minionej epoki cywilizacyjnej, na przykład aparat fotograficzny starego typu gdy jest to podróż miejska w zupełności flashpackerowi powinien wystarczyć. Może też być stara komórka i próba połączenia się z nią z miejsca docelowego.Postanowiłam odbyć na wzór Racheli podróż do ostatniego przystanku połączoną z realizacją wyzwania edukacyjnego. Przygotowania rozpoczęłam od wcześniejszego położenia się spać, abym miała kondycję w trudnym dniu podróży eksperymentalnej.
Wyspana zerwałam się punktualnie o 5:30. Spędziłam godzinkę na porządkowaniu komputera, bowiem nieużytkowany przez kilkanaście godzin zgromadził wyjątkowo obfitą korespondencję służbową.

Po jej uporządkowaniu zjadałam śniadanie, spakowałam plecak i o 8:10 udałam się na przystanek tramwajowy przy placu Narutowicza,w pobliżu którego mieszkam. Okolica placu już sama w sobie mogła być celem podróży, bowiem postawiono tam ohydne pomieszczenie o nazwie Le szalet w miejscu funkcjonującego tam w dawnych latach przybytku. Obecnie jest to miejsce sprzedaży piwa gromadzące licznie amatorów tego trunku, którzy po paru głębszych kiwając się na nogach komunikują się między sobą z użyciem niewyszukanej polszczyzny.

Rano lokal był jeszcze nieczynny, więc bez specjalnych komplikacji wsiadłam w tramwaj nr 1. Pojazd był nowoczesny, miał różne bajery wewnątrz i na zewnątrz. To, że jest mało wygodny dla pasażerów oraz niewiele osób do niego wchodzi nie miało na szczęście większego znaczenia, bo był to sobotni poranek.

 

Po paru minutach dojechałam do pętli Banacha. Po lewej stronie w obłokach porannej mgły majaczyły budynki placówki na co dzień skupiające świadczeniodawców oraz świadczeniobiorców usług zdrowotnych. Pokonałam odcinek między pętlą Banacha a ulicę Trojdena przez egzotyczny teren chyba będący we władaniu wspomnianego świadczeniodawcy. Ponieważ oszroniona zimowa przyroda wyglądała bardzo fotogenicznie, pstryknęłam parę fotek.
Niespodziewanie odkryłam, że na budynku po prawej stronie są dwie duże mozaiki.

Podróże kształcą! – przekonałam się po raz kolejny. Dotarłam do ulicy, która okazała się ulicą Pawińskiego, a nie Trojdena, jak skłonna byłam przypuszczać – nonszalancko nie wydrukowałam sobie trasy z maps.google.com. Musiałam wiec zapytać o drogę, ale jak to zwykle jest, zapytana osoba nie umiała mi wskazać właściwego kierunku. Po paru minutach szczęśliwie dotarłam do miejsca mojej medycznej edukacji podyplomowej. Po chwili odebrałam sms od koleżanki, z którą byłam umówiona: Jestem, mam dla ciebie miejsce. Siedzę paracentralnie.

Co znaczy paracentralnie??? – pomyślałam i zaczęłam rozglądać się we wszystkich kierunkach. Przeleciałam wzrokiem całą salę, wymieniłam ukłony z licznie zgromadzonymi znajomymi. Po kwadransie lustrowania sali odnalazłam koleżankę. Faktycznie siedziała idealnie paracentralnie. A mogła siedzieć przecież nieco donosowo lub trochę przyskroniowo – pomyślałam ;)).

Źródło: https://www.photoblog.com/mimax2/2011/01/30/30012011-podroz-eksperymentalna/