Modne diagnozy – odcinek czwarty

Rozdział 4: Gdzie są moje okulary???

Tymczasem Francis  powrócił z kolejne misji organizacji Dziadkowie bez Granic pełnionej na  zachodnich rubieżach kontynentu. Taki los!  Jednych rzuca do Afryki, innych w rejon pasma Hindukuszu, a jeszcze innych na rubieże zachodnie Europy. Każdy by chciał być wolontariuszem w Paryżu! Co więcej niektórzy próbowali przekuć takie chęci w czyny.

Posiadanie linijki w CV z napisem wolontariat na rzecz….bla…bla…bla… było niezbędnym wymogiem w nigdy nie nasyconym świecie biznesu. Nachapany, acz bystry biznes w pewnym momencie zauważył, że świat się nim nie zachwyca. Miał wszystko, ale okazało się że wszystko nie oznacza także zachwytu innych ludzi. 

Zamówiono więc pilna kurację wizerunku i kreatorzy sztucznej rzeczywistości wymyślili, że pomocnym w naprawie nadwątlonego wizerunku Big Biznesu będzie wolontariat. Wszyscy szanowali wolontariuszy spieszących z pomocą poszkodowanym przez wojny, pensjonariuszom hospicjów czy  ofiarom klęsk żywiołowych. Powinni więc zachwycić się już po przeczytaniu słowa wolontariat na rzecz seniorów to już gwarantowany maksymalny zachwyt. 

– A więc to nie będzie wizyta w hospicjum lub w szpitalu? – dopytywała Matylda podczas konferencji prasowej. 

– To też będzie praca na rzecz seniorów – ćwierkały agentki PR.

– Jaka praca, proszę o bliższe dane – dociekała Matylda. Warto było dopytywać!

W zaciszu gabinetów wymyślono, że wrażliwy na swój wizerunek Big Biznes nauczy seniorów… budowania drzewa genealogicznego i układania fotografii w gąszczu wspomnień.

-To zagrabianie idei wolontariatu – orzekła Matylda, burząc spokój wiecznie zadowolonej z siebie agentury wizerunku.

-No ale ie każdemu los podaruje wolontariat na rzecz naprawdę potrzebujących – podsumowała Matylda.

Tak to już w świecie było, że nie wszyscy zachwycali się staraniami innych ludzi. Francis po powrocie zastał dom i pomieszczenia redakcyjne Modnych Diagnoz  w strasznym stanie.

Nic w domu ani w jakimkolwiek tekście napisanym w międzyczasie przez Matyldę nie stało tam gdzie powinno stać! Redakcyjną rezydencję ogarnął huragan dobrych zmian ; ). Matylda bohatersko broniła dostępu do wiedzy o lokalizacji szczoteczki do zębów, kluczy do domu oraz dolnych partii bielizny osobistej. Telefonowanie do męża na rubieże kontynentu z pytaniem gdzie zostały zdeponowane jej dessous’y uważała za wykluczone. O takie detale jak lokalizacja tekstu w komputerze, książki na regale czy butów w szafie mogła pytać. Ba! ciągle musiała pytać. W tym domu  źródło porządku stanowionego było tylko jedno! Z czasem zrezygnowała się i pytała o lokalizację większości rzeczy.

Właśni wróciła z przedświątecznego spotkania, zamieniła wyjściowe okulary na domowe i chciała zdeponować cenną optykę w firmowym pudełeczku. Zwykle leżało ono przy komputerze na biurku.

Jak się dowiedziała lokalizacja ta tylko pozornie była logiczna!

– Francis, gdzie jest pudełko na MOJE OKULARY??? – zawołała do męża.

-Przeszkadzały przy odkurzaniu, więc je przełożyłem – odparł z godnością Perfekcyjny Pan Domu. Choć Matylda miała wzrok certyfikowany przez swojego Osobistego Okulistę, niedawnym badaniem kontrolnym, odnalezienie okularów nie było zadaniem prostym.

– No właśnie gdzie leżą okulary Matyldy? – niniejszym ogłasza się konkurs dla Czytelników. Zagapianie się na staromodne dzieło Alexa Comforta jest wskazane.

Od pewnego czasu, datowanego masową dostępnością wszelkich elektronicznych urządzeń mobilnych, znaczna część ludzkości dokładała poważnych starań aby udowodnić, że można żyć samym internetem. Jednak wcześniej czy później okazywało się, że trzeba wyjść z internetu i oddać się różnym  czynnościom poczynają od tak prozaicznych, acz bezwzględnie koniecznych, jak zresetowanie pęcherza moczowego, po bardziej wyrafinowane potrzeby jak na przykład wydanie urodzinowego przyjęcia w związku z urodzinami.

W którym lokalu urządzić urodzinowe przyjęcie? – oto jest pytanie przed którym stanęła Matylda. Nowa rola zawodowa sugerowała wybór lokalu związanego z mediami.

Jednak wizja lokalna wytypowanej placówki gastronomicznej nie wypadła pomyślnie. Kompatybilna z oczekiwaniami była tylko nazwa. Wprawdzie malowniczy konsumenci w kamizelkach odblaskowych z napisem budowa na plecach mogli być interesującymi interlokutorami, ale Matylda nie zdecydowała się na sprawdzenie tej hipotezy w realu.

Co i raz rozlegające się okrzyki barowej klasyki – leniwe, pierogi, proszę odebrać !!! także nie skłaniały ku wyborowi pierwotnie wytypowanego lokalu na miejsce urodzinowego przyjęcia. 

STOP tym pomysłom – powiedziała sobie Matylda.

Wizja lokalna kilku następnych, potencjalnych placówek gastronomicznych trwała dość długo i zakończyła się dopiero późnym wieczorem.

Na podwórku rozbłysły już światła choinki. Uroczysty nastrój świąt nadciągał z każdej strony.  

Ostatecznie zdecydowała się na nową edycję niegdysiejszego Baru Agatka, obecnie po raz kolejny przemianowanego i przemeblowanego. Tym razem nazwa nawiązywała do Korei, odwiedzonej przez Matyldę przed kilku laty.

Party urodzinowe w realu miało się rozpocząć w samo południe. Lista gości z uwagi na obowiązującą Ustawę o ochronie danych osobowych, nie jest niemożliwa do podania do publicznej wiadomości.Czytelnicy muszą więc poprzestać na snuciu domysłów na ten temat.

Na pierwsze danie podano zupę z koreańskimi różnościami. Smakowała wszystkim gościom!

Zbliżające się święta skłoniły Matyldę,  słynną producentkę pierogów, do przetestowania ich międzynarodowej wersji – smakowały! Czy miało to oznaczać, że odstąpi od corocznej tradycji lepienia domowych wyrobów??? Nie była pewna… to się mogło zdarzyć… W końcu upadały dużo większe tradycje.

Elegancki nastrój przyjęcia podkreślała czerwona róża otrzymana przez solenizantkę, nawiązująca do do motywu ulubionej powieści Matyldy. 

Grudniowe dni były coraz krótsze. Już od wczesnego popołudnia na podwórku rozbłyskały światła choinki. 

Podwórko wyglądało wieczorem niczym odlotowa kraina. Ta sama choinka za dnia była jednym z wielu drzewek jakich każde miasto było pełne o tej porze roku.

Tymczasem na www.docdiscussions.com dyskusja pod urodzinowym postem Matyldy rozwijała się burzliwie i nieoczekiwanie skręciła na temat nieco inny niż pierwotnie planowała to jego założycielka. 

Czy kobieta w pewnym wieku ma jeszcze potrzeby seksualne? – zapytał pewien członek na forum płci innej niż żeńska. No bo faceci to wiadomo…ale żeby babcie, staruszki, starsze panie, babuleńki – jak byśmy je nie nazwali – interesowały się seksem to mu się nie mieści w głowie. 

Matylda po chwili zastanowienia oznajmiła na forum, że według jej medycznej wiedzy seks jest taką samą funkcją życiową jak oddychanie, krążenie, trawienie i każdy człowiek na ten sam komplet owych funkcji na wyposażeniu.

Dyskusja o seksie seniorek trwała i przybierała coraz ciekawsze treści. Matylda  z swoim klasycznym wykształceniem medycznym i poglądami będącymi pochodną miejsca urodzenia, wschodnich rubieży kraju czuła, że wskoczyła w nienoszone do tej pory buty o wyglądzie czerwonych szpileczek, podobno seksownych dla niektórych pań i panów.

Jako rzetelna profesjonalistka aby sprostać wymogom dyskusji pobierała w przyspieszonym trybie nauki o seksuologii kobiet w wieku dojrzałym przerzucając naukowy  internet. Zaskoczona odkrywała, że wiele prac było stronniczych, a badacze uprzedzeni do przedmiotu badań i grupy badanej.

Badania projektowali młodzi mężczyźni, którzy nie rozumieli problematyki w należytym stopniu lub starsi panowie, którzy nie mogąc zbyt wiele działać w rzeczonym temacie  projektowali badania pod kątem “ja nie mogę to i mojej starej się pewnie nie chce..”

Matylda zgłębiała temat z dokładnością do wielu miejsc po przecinku… w jednej z prac odnalazła wyznania pań z dodatnią serologią, które bezpruderyjnie oznajmiały w pogłębionych wywiadach, że z wiekiem seks lubią coraz bardziej

– Ciekawe komu przekazują ten serologiczny znak miłości – pomyślała Matylda.

Odpowiedzi póki co nie znała, ale mając duszę badacza postanowiła rozpracowywać temat dalej. Kilka odbytych rozmów upewniły ją w dużym zainteresowaniu nie tylko grupy badanej, ale także osób z innych przedziałów wiekowych . Cóż robi rasowy badacz w takiej chwili?

Wyrusza na egzotyczny, do tej pory nieznany ląd i bada intrygujące plemię i jego seksualne obyczaje. Matylda czuła się niczym słynny prekursor tematyki dzikich plemion. Czy oznaczało to, że powinna  zapakować liczne skrzynie z puszkami  plastrów bekonu, świeżych śledzi, mięsa krabów, gulaszu irlandzkiego, rosołu z kurczaka, potrawki z zająca, ikry z dorsza, sera szwajcarskiego, sardynek, ostryg, kakao, francuskiej musztardy??? Nie powinna zapomnieć o paru tysiącach różnych pigułek, nie wspominając o dywanie, ściennym zegarze, łóżku, kocach, pościeli, brezentowej wannie i umywalce, stolikach, krzesłach, lampie, namiocie i parasolu od słońca. 

Aparat fotograficzny, kompatybilny nazwą do przedmiotu badań, był oczywistym wyposażeniem, ale już nie była pewna czy nabijane ćwiekami kolonialne buty z cholewami też powinny być w zestawie niezbędnego wyposażenia, czy może jednak czerwone szpileczki! ;).

Odpowiednia liczba notesów z kremowego papieru była oczywistym uzupełnieniem wyposażenia badacza na dzikim lądzie.

Oczywistym było, że badacz musiał mieć w czym zapisywać swoje spostrzeżenia. Nie w każdych warunkach badawczych miał przecież dostęp do komputera i internetu.