Lekarz Przyszłości, rozdział 26: Wspomnienie Poradni Chorób Nijakich

Poprzedni odcinek

Część 3. ANATOMIA NA SZPILKACH

Rozdział 26. Wspomnienie Poradni Chorób Nijakich

Nie ma większego huraganu w życiu kobiety niż macierzyństwo. Nie ma takiej kariery która by nie zbladła i zmalała wobec wyzwań, przed którymi stawała każda matka nowo urodzonego dziecka. Matylda Przekora podążając zgodnie z odwiecznymi prawami natury uznała, że macierzyństwo jest ważniejsze od każdej kariery naukowej i zdrowia wszystkich bywalców oddziału chorób wszelakich.

Z chwilą gdy została matką Maniuli postanowiła udać się na trzyletni urlop wychowawczy. Decyzja ta została uznana przez sfery szpitalne za niebywale ekstrawagancką.

– Nikt cię nie będzie znał – wieszczyły dwórki z najbliższej świty ordynatora Władysława Wielkosza, szefa Kliniki Chorób Wszelakich w Wielkim Mieście.

– Jakoś to przeżyję – odpowiadała dr Matylda Przekora, kobieta niepokorna i dociekliwa, osobowościowo element obcy w dworze gnących się w ukłonach pochlebców kicających dookoła ordynatora.

– Oderwana od szpitala zgłupiejesz i będzie umiała tylko ugotować zupę – prorokowała jedna z wiernych służek ordynatora.

– Ważne, że nie umrę z głodu, a co do reszty to zobaczymy, dajcie mi szansę zaryzykować i postawić na coś innego niż dreptanie za ordynatorem na obchodach i wystawanie w jego sekretariacie w oczekiwaniu na łaskawe przyjęcie w gabinecie – odpowiedziała Matylda.

Ta zuchwała i wcześniej przez żadną z asystentek nie podejmowana decyzja oznaczała w istocie, że Matylda przestała być jednym z elementów wspaniałego otoczenia ordynatora, słynnego uzdrowiciela chorych i pocieszyciela strapionych. Matylda w dworskiej społeczności stanowiła element niewielkich rozmiarów, raczej lokujący się na jego obwodzie, nigdy nie wyznaczany do awansów, wyjazdów zagranicznych, nagród finansowych, kariery naukowej wyższego szczebla. Nie zasługiwała na te dobra więc trudno aby ordynator przydzielał je osobie, której z definicji się nie należały! Przedstawmy jej niedoskonałą osobowość z wykorzystaniem jakże modnych obecnie hashtagów.

# Czy Matylda odwiozła kiedykolwiek ordynatora samochodem z pracy do domu? Nigdy! Nie dość tego nie miała nawet prawa jazdy i co oczywiste samochodu.

# Czy można ją było prosić o zrobienie przeźroczy dzień przed wykładem? W żadnym wypadku!

# Czy patrzyła ordynatorowi z uwielbieniem w oczy? Ani razu nie posłała mu spojrzenia pełnego uwielbienia z dołączonym wydłużonym westchnięciem poruszającym cząsteczki powietrza z pęcherzyków płucnych trzeciorzędowych.

Wobec tak zaawansowanych braków w osobowości i potencjale asystenckim decyzje ordynatora o nieprzydzielaniu jej czegokolwiek atrakcyjnego były oczywiste i zasłużone! Asystent to jest ktoś kto powinien ordynatorowi asystować i kicać dookoła niego na dwóch łapkach, a nie dyskutować z podawaniem cytatów z najnowszego piśmiennictwa naukowego, dociekać niepotrzebnych szczegółów tak delikatnych jak na przykład komu wypłacono pieniądze za prace zlecone wykonane przez Matyldę. Taka nieprzyjemnie dociekliwa jednostka powinna zrozumieć, że powściągliwość emocjonalna jest dla wspinania się po drabinie klinicznej kariery umiejętnością podstawową.

Co więcej postanowiła po trzyletnim urlopie wychowawczym przenieść się z oddziału chorób wszelakich do poradni chorób nijakich dzięki czemu nie musiała pełnić całodobowych dyżurów lekarskich na oddziale szpitalnym. Mogła spokojnie odprowadzać Maniulę do szkoły, odbierać jak po lekcjach, odpowiadać na wszystkie zadawane przez córkę pytania, czuwać nad jej zdrowiem rozwojem.
Z powodu kolekcji wspomnianych wyżej nieciekawych cech osobowości, z którymi przychodziło ordynatorowi obcować przez wiele lat, prośba Matyldy o przeniesienie do poradni chorób nijakich została przez ordynatora zaakceptowana z nieskrywaną radością. Stosowne dokumenty podpisane zostały autografem z zamaszystym ogonem, który mógł być odczytany przez znawcę symboli graficznych tylko w jeden sposób ja, Władysław Wielkosz tu rządzę i nikt inny.

Czas płynął i wszystko zmieniało się w Wielkim Mieście, a nowe trendy objęły także służbę zdrowia. Oddział chorób wszelakich przeniósł się do nowego centrum medycznego wybudowanego na obrzeżach miasta, natomiast poradnia chorób nijakich zawisła w niezdefiniowanym niebycie. Pewnie tkwiła by do dziś, gdyby dyrekcja szpitala nie zażądała dołączenia poradni do struktur oddziału, licząc na wyższe kontrakty w związku z nadciągającymi zmianami restrukturyzacyjnymi. Odległość czterech gmachów między poradnią a oddziałem chorób wszelakich tworzyła nowy, dość bezkolizyjny byt.

Po kilku latach niemrawych zmian w służbie zdrowia nadszedł huragan organizacyjno – koncepcyjny. Pacjenci stali się klientami, za którymi szły pieniądze… Wprawdzie nikt tych pieniędzy tak ulokowanych na własne oczy nie widział, ale skoro wszyscy o tym mówili to coś musiało być na rzeczy. Profesor Władysław Wielkosz przeszedł na emeryturę, schedę po nim przejął prof. Antoni Przecientny, utalentowany biznesowo zwycięzca konkursu na następcę.

Antoni szybko dokonał biznesowej restrukturyzacji przychodni i Matylda wypadła za burtę wspaniałego żaglowca MS „Choroby Wszelakie” pływającego po morzach i oceanach wiedzy klinicznej wraz z towarzyszącym mu małym jachtem „Choroby Nijakie”.

Matylda po pierwszej chwili oszołomienia złapała oddech, dopłynęła do widniejącego na horyzoncie brzegu i rozejrzała się dookoła. W zasięgu wzroku nie było widać nikogo znajomego ani znanego. Gdzieś w oddali majaczyła sylwetka jakby znanego żaglowca, który zmierzał w tylko sobie znanym kierunku oddalając się od lądu na który los przemian wyrzucił Matyldę. Rozejrzała się dookoła, w prawo i w lewo – nie było obok niej nikogo.

– A więc jestem sama w takim położeniu… tylko ja i nikogo więcej dookoła. A to dopiero historia! – ostrożnie analizowała swój stan fizyczny i psychiczny po tym w sumie nieoczekiwanym zakręcie życiowym.

-Kim ja teraz jestem? Co mogę robić? Co znaczę we wszechświecie medycznym? Wiele pytań i żadnej znanej odpowiedzi. Mogła równie dobrze nazywać się dr Matylda Nikt – Proszalska, wszak już nie była jedną z tej słynnej w całym Wielkim Mieście drużyny ordynatora, zasiadającej na medycznym Olimpie. Nawet nie mogę do nikogo zadzwonić, bo i tak nikt nie odbierze ode mnie telefonu.

To co odczuwała było uczuciem do tej pory nikomu nieznanymi z kręgu jej znajomych. Jak można było opisać odczucia Matyldy? Otóż nasza bohaterka odczuwała ból czterech liter większy niż owe litery połączony z chorobą określaną przez lekarzy tajemniczym kryptonimem ZBCC, ale to była to w zasadzie zarezerwowana dla pacjentów.

Na wszelkie dotkliwie obite miejsca medycyna ludowa zalecała okłady ze sparzonych liści kapusty naprzemiennie z zimnymi opatrunkami z lodu. Trudno jednak było do końca życia leżeć z kapustą rozłożoną na mięśniach pośladkowych. Potrzebna była inna kuracja.

Matylda instynktownie czuła, że zmiana liści kapusty na inne warzywo nie gwarantowało pomyślnego przebiegu kuracji. Pierwszym elementem kuracji było stwierdzenie: trzeba podnieść się i wrócić do realnego świata. Pierwsze spostrzeżenie  jakie poczyniła po powrocie brzmiało: to był świat w zupełnie nowym stylu.

@mimax2 / Krystyna Knypl